Po godzinach

Z pamiętnika dwuzajęciowca - wtorek

7 rano. Usiłuję nie zasnąć w robocie, choć kofeina zawarta w kawie niewiele pomaga. Siedziałam nad teledyskami do drugiej nad ranem. Co to za wybredni klienci, mój film im się nie podoba. Chcą teledysków, koniecznie w sepii i zwolnionym tempie! Myślą, że Windows Movie Makerem to tak łatwo zrobić?!?
Serwer miło mruczy, oko mi leci... No ku... kto śmie dzwonić o tej porze! Dopiero 8:20. Odbieram, Fela z księgowości, mówi że komputer kazał jej do mnie zadzwonić! No różne texty, już słyszałam, ale takiego jeszcze nie. Niemożliwe, że jakieś nowe multimedia do firmy zakupili, przecież tu są same złomy... No nic, zwlekam się z krzesła i idę na dół. Każę jej pokazać, co zrobiła. Poklikała, poklikała i wyskoczyła znajoma formułka.: "Aplikacja została zamknięta....jeśli kłopoty będą się powtarzać, skontaktuj się z administratorem systemu". No to Fela zadzwoniła... Każę jej zrobić półgodzinną przerwę i potem załączyć kompa. Za ten czas przegram już wszystkie płytki DVD i serwer nie będzie tak przeciążony.
Wracam na miejsce pracy. Ku... o mało ze stołka nie spadłam, jak znowu telefon zadzwonił. Jakieś taborety z demobilu w pokoju poustawiali, zamiast wygodnych foteli, żeby się można było na nich drzemnąć spokojnie. Kierownik! Mam przyjść natychmiast, komp przestał działać. Przejeb.... pewnie zapyta o ten nieszczęsny poniedziałek, a ja taka nieuczesana! Przy trójce dzieci nie mam czasu prasować, więc dziś przyszłam we flaneli i drelichach. No ale tak się mu przecież nie pokażę. Wyciągam z szafy gumowe szpilki schowane na specjalne okazje i naciągam do kolan. Ładnie się opięły. Jakaś kiecka by się zdała. W szybkim tempie wypruwam ściągacz z roboczej kurtki i wciągam na biodra. Co? Takie się teraz nosi! Flanelę upycham kolanem w szafie, a z podkoszulka obrywam rękawki i cały dół. Fajny topik został. Przeglądam się w lustrze. Kudły rozczochrane. Tapiruję je jeszcze bardziej, jak robić z siebie lafiryndę to na całego. Wbiegam na górę do rudej Melki z zaopatrzenia, po jakiś róż i pomadkę. Nawet pomogła mi to rozmazać na gębie. Jest ok. Drobię małymi kroczkami pod drzwi kierownika i otwieram drzwi opierając się zalotnie o framugę. Stary mierzy mnie wzrokiem i widzę jak mu się gęba rozjaśnia na mój widok. Pani Elwirko, tu coś przestało działać. Wykonuję efektowny skłon nad kompem i słyszę jak kierownik mlaszcze z zachwytu. Zaczynam usprawiedliwiać się, że w poniedziałek byłam ciężko chora, naprawdę nie mogłam.... Ależ pani Elwirko, wpiszemy dnióweczkę, a kiedyś pani posiedzi w nadgodzinach, może nawet razem ze mną... hi hi.. Obleśny staruch!
Przełączam przycisk na listwie z poz. "0" na "1" i komp się załącza. Kierownik uradowany proponuje mi koniaczek. Zgadzam się chętnie, bo łeb mi rozrywa. Po dwóch kieliszeczkach wymiguję się nadmiarem obowiązków, bo widzę, że stary coraz bardziej mlaszcze bezzębnymi dziąsłami i rwie się do całowania... Hamując odruchy wymiotne wracam do biura. Zastanawiam się, co ja tu robię. Przecież nie mogę dać się tak poniżać w robocie tylko dla tego pieprz.... ZUSu! Nastawiam budzik w komórce na 15-tą, bo jakby mi się znów przysnęło, to nie zdążę na przewóz pracowniczy....
Jadąc autobusem myślę, co kupić na kolację, śniadanie i jutrzejszy obiad. Obładowana siatami wracam do domu po drodze odbierając 7-letnią Zuzankę z półkolonii. W domu wita mnie opiekunka zajmująca się młodszymi dziećmi. Od progu krzyczy i tupie, że żąda podwyżki. Co z tego, że płacę jej podwójnie, jak ona jeszcze musi się zajmować moim mężem, stroić mu obiad i prać skarpetki. Próbuję ją uspokoić, ale obrażona wychodzi. Mąż jak zwykle leży na kanapie i pyta czy piwa nie kupiłam. Dla świętego spokoju daję kasę 5 letniemu Zenobiuszowi i każe iść do sklepu. 3-letni Zygfryd przybiega uradowany i pokazuje mi jak pięknie pomalował plakatówkami Verbatimy printable. Jakoś Parze Młodej wytłumaczę, że teraz modne są abstrakcyjne wzory. Zenobiusz przynosi browarki, sama wypijam jeden na raz, a resztę niosę w schłodzonym kufelku staremu. 5-latek przegrał dziś 4 VHS-y, w nagrodę żąda czekolady. Zuzanka powkładała okładki ze zdjęciami Pary Młodej do plastikowych etui. Żąda moich perfum. Dobrze, że nie pieniędzy... Dla świętego spokoju dzieci dostają, co chcą. Potem to już zwyczajne codzienne obowiązki, obiad, zmywanie garów, pranie, sprzątanie, obcieranie zasmarkanych nosów i podcieranie tyłków. Kąpanie, mleczko, kolacyjka, bajeczki, usypianie.
Ufff! Godzina 22-ga. Bachory i mąż poszli spać, a ja wcale nie zmęczona siadam do kompa, żeby dokończyć te teledyski, co to sobie młodzi zażyczyli. Docinam, zwalniam, przyspieszam, stare kino, sepia. Muszę z wszystkim zdążyć do piątku, bo w sobotę następne wesele....

...cdn...

<< poprzednia następna>>